Dziś, po przeszło ćwierć wieku przyznam, że reportaż ten napisała w całości Anna Krawiecka i był to dla mnie swoisty "chrzest prasowy". Jako nieopierzony reporter, zaledwie po pół roku pracy w redakcji i po kilku miesiącach od uzyskania dyplomu magistra inżyniera elektryka, nie miałem jeszcze tzw. lekkiego pióra. Ale to ja znalazłem temat i zadałem dość odważne pytanie głównej bohaterce : czy Pani wie, że nazywają Panią czarownicą ? - za co Ania podziwia mnie do dziś.
Ozdobą tekstu jest piękne zdjęcie Andrzeja Pęczalskiego - wybrał je redagujacy wtedy MAGAZYN SL redaktor Zbigniew Nosal. Taką czarownicę trudno spotkać w naturze....
Ponieważ ksero gazety nie jest dość czytelne, poniżej wpisałem ciekawsze fragmenty artykułu (na tym blogu czarownicom kieleckim i świętokrzyskim poświęciłem już > dziewięć wpisów).
C Z A R O W N I C A ( tekst z Magazynu SL 11-12 maja 1985 r)
Chciałoby się zacząć tak: dawno, dawno temu… Ale nic z tego. To nie działo się w zamierzchłych czasach, to się dzieje dzisiaj. U stóp Łysicy mieszka… czarownica. (...)
- Latała po łąkach do białego rana. Pierwszego maja po granicach pół chodziła, rosę miotłą do dzbanka zbierała, smarowała nią krowie wymiona. Kadziła je też święconymi wiankami, obmywała pianą wodną z rzeki i jej krowy miały mleko jak żadne inne… (…)
Nasłuchaliśmy się w świętokrzyskich wsiach opowieści, lecz za czarownicą trafić trudno. W Urzędzie Gminy w Górnie naczelnik popatrzył na nas podejrzliwie- jak żyje o współczesnych wiedźmach nie słyszał a rejestru obywateli, którzy gusła odprawiają nie prowadzi się.
Skoro tam, gdzie się załatwia sprawy ziemskie niewiele wskóraliśmy, poszliśmy do kościoła. W bocznej nawie pracowało dwóch mężczyzn. Jeden z nich, stolarz, od lat po domach chodzi: -Guślarzy teraz nie ma- stwierdził autorytatywnie – Ale dawniej byli, zwłaszcza wśród owczarzy. Tu, gdzie jest kościół w Krajnie stał przedtem dwór, którego dziedzic miał właśnie owczarza za woźnicę – i stolarz opowiedział nam kilka mrożących krew w żyłach historii… Ruszyliśmy dalej…
-Żeby dziennikarze, ludzie kształceni czarownicy szukali ? Kto wam chleb za to da ? Koniec świata !- usłyszeliśmy u jednego z najstarszych gospodarzy w Krajnie- Pogorzelach. (…)
Chodziliśmy po Krajnie rozrzuconym u stóp Łysicy i stopniowo traciliśmy wiarę, nie tyle w gusła, co w to, że znajdziemy czarownicę. A że żyje, wiedzieliśmy na pewno. Jednak jej nazwiska nikt nie podał. Niby czarów nie ma, ale zemsta wiedźmy może być straszna…. Wreszcie ślad ! Podobno przeniosła się przed trzema laty do Bielin, bo w Krajnie nikt jej na starość kąta nie użyczył.
Naczelnik i sekretarz w Bielinach tez okazali zdziwienie, ale rejestr meldunków pokazali, personel Urzędu Gminy zwerbowali, aby sobie wszelkie wiadomości o czarownicach przypomniał. Nic z tego nie wyszło- w rejestrach żadna staruszka wywodząca się z Krajna nie figurowała. Próbowaliśmy zasięgnąć języka w kościele
i … znaleźliśmy ! ( kartoteki mają tam dokładniejsze).
Podjechaliśmy przed rozpadającą się chatkę. Stała tam staruszka oparta o płot. Kiedy spytaliśmy o kobietę z Krajna wyraźnie się ożywiła:
- Zabierzcie ją sobie stąd. Weźcie. Zabierzcie koniecznie. Wyście młodzie, może z nią wytrzymacie. Ja już rady nie daję. Co ona wyrabia. Przygarnęłam kobiecinę, bo dachu nad głową nie miała, zlitowałam się (…) Ale ona mi dokucza, nic pomóc nie chce chociaż młodsza. Ludzie mówili, że czatuje, może nie, lecz zło w sobie ma. Zresztą wejdźcie, zobaczcie…
Izba mała, ciemna, ale czysta. Tylko na rozścielonym łóżku leżała ubrana
w spódnicę i swetry kobieta. Na nasz widok podniosła się. – O czary mnie posądzają ? Wiem. Nie boję się ludzkiego gadania. Rodzina męża mi się przysłużyła., zawistni sąsiedzi. I za co ? (…) 12 lat temu mąż rozchorował się i zmarł. Jego rodzina procesowała się ze mną o gospodarkę. Przegrałam. Zostałam bez ziemi w lichej chałupinie a gdy się rozpadła miałam już tylko gołe niebo nad głową. Zgłosiłam się do gminy, dali barakowóz, przemarzałam w nim. I przyszłam tutaj. Znów każą mi się wynosić. Dokąd iść ?
Może tam, gdzie miała gospodarstwo ? Sołtys tylko ręką machnął – Nikt jej nie weźmie. Znają ją, we współżyciu ciężka i jeszcze niektórzy wierzą, że uroki rzuca.
Żona sołtysa była bardziej rozmowna:- Nie wiem, czy są cuda, czy nie, ale tak na wszelki wypadek nigdy czarownicy nic nie pożyczałam. Zresztą ona nie do życia…
Sąsiedzi podzielili się na dwa obozy, ale co do jednego są zgodni: czarownica pracowita była nad podziw. Nawet w święta w pole wyszła, kosiła, pługiem orała, jak chłop. Koło świń i krów chodziła, jakby to były jej dzieci, których nie miała. (…)
Odwiedziliśmy też rozrzuconą po przysiółkach Krajna rodzinę czarownicy. Nikt z bliskich nie chciał wziąć kobity pod swój dach.
– Nie , tu dla niej nie ma miejsca – mówi jej siostra- Nie dlatego, że czary , bo te akurat zawiść ludzka wymyśliła co to czyjegoś powodzenia ścierpieć nie może- ale dlatego że kłótliwa. Załatwcie jej coś...
Dobre sobie. Jak tu dla „czarownicy” wyczarować dach nad głową ? Trzeba
by ludzkiej życzliwości, wyrozumiałości. A o nią chyba trudniej niż o czary....
ANNA KRAWIECKA
KRZYSZTOF KROGULEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz